w drodze do gwatemali

Wchodze do kibla na dworcu w Belize City, a tam starszy facet ze spuszczonymi portkami miota sie po całym pomieszczeniu. Brak papieru!!! Daję mu moje chusteczki i tak poznajemy Toma z Kaliforni. Podróżuje z równie starym jak on plecakiem. Chcemy jechać do Flores w Gwatemali ale autobus ma opóźnienie z powodu jakiegos strajku na granicy. Czekamy 2 godziny i... jest! Rozklekotany i brudny, ale jest! Możemy jechać, ale okazuje sie ze nasze bilety sa niewazne, bo kupione w innej firmie. Kurwa, co za burdel... Kierowca chce nas wyrzucić, Tom protestuje i każe kierowcy czekać aż wymienimy bilety na właściwego przewoźnika.
Wszyscy w autobusie nam kibicują... robi sie fajna atmosfera. Wreszcie jedziemy, wokół dżungla, zapach spalin i kwiatów pomarańczy. Po 3 godzinach stajemy przed łańcuchem skutym kłódką - granica. Autobus musiał zostać po belizyjskiej stronie, a my po próbie wyłudzenia kasy za wjazd przeszliśmy na stronę Gwatemali. Przedarliśmy sie jakoś pomimo strajku...Przepuszczano co 2 godziny po 10 min. 2 ludzi z naszego autobusu musiało przeprawiać sie przez rzekę bo nie zdążyli... Pomagały im miejscowe dzieciaki...Uff. Został Tom. Dziewczyny znajace hiszpański idą go szukać, ale bezskutecznie. Polazł gdzieś...
Odnajduje się wieczorem, już we Flores. Dotarł taksówką, w której zostawił... aparat fotograficzny. Jutro ma zamiar go odzyskać...

Komentarze