w drodze do meksyku

Tłuczemy się od 5 rano brudnym i rozklekotanym busem, przez tonącą w oparach porannej mgły dżunglę. Droga to ubita ziemia z mnóstwem małych kamyków, uderzających o podwozie i wyskakujących spod koł. Do tego pył i kurz...



Mijamy po drodze pastwiska, plantacje papaji, wioski zatopione w dżungli i małe gwatemalskie miasteczka. Od czasu do czasu pojawiają się kolesie w białych kapeluszach na koniach, z maczetami u boku... Na granicy jak zwykle zamieszanie, dziewczyna z Chorwacji podróżująca ze swoim chłopakiem nie mają dość kasy by opłacić wyjazd. Dokładamy im do tego haraczu i już możemy się przeprawiać dalej. Bus zostaje, a my ładujemy się do łodzi, by dopłynąć do Meksyku.







Rzeka jest niesamowita! Pełna wirów, podwodnych głazów i porośnięta z obu stron dżunglą. Tam gdzie widać dachy wiejskich chat, na brzegu miejscowe kobiety robią pranie, a dzieciaki pluskają radośnie w wodzie...
Po meksykańskiej stronie wojsko, punkt kontoli granicznej, szybka odprawa i przesiadka do kolejnego busa. Kierowca upycha bagaże na dachu, ludzi do środka a po drodze zabiera jeszcze kilka indiańskich kobiet. Po paru kilometrach kontrola wojskowa. Ciężarowka załadowana żołnierzami, worki z piaskiem po obu stronach drogi, karabiny maszynowe...

- Kogo wieziesz?
- Turystów...
- Ok, jedź...

Po nastepnych paru kolejne zatrzymanie, tym razem mundurowi czepiają sie indianek. Skąd? Dokąd? Po co?

Jedziemy dalej, mijając tablice informujące że jesteśmy na terenie zapatystów, biedne indiańskie wioski, poletka kukurydzy i wzgórza porośnięte dżunglą. Jesteśmy w Chiapas...

Komentarze