oaxaca inaczej

Jeśli pójdzie się w kierunku dworca autobusowego 2 klasy można się poczuć jak w zupełnie innym mieście - chodniki znikają pod stoiskami z wszelką tandetą tego świata - od koszulek z wizerunkami aktorów po plastikowe zabawki made in china. Hałas jest przytłaczający. Sprzedawcy pirackich CD puszczają muzę na full, kierowcy autobusów wykrzykują nazwy miejscowości do których jadą, ale wszystkich rozkłada na łopatki koleś w stroju klauna który podpiął się pod mikrofon i zachwala pieczone kurczaki z budy przed którą stoi. Gdy go mijamy drze się do mikrofonu: Eeeeeeee!!!!!! Where are you from?!!!!!!. Całości dopełnia mieszanina zapachów smażonej tortilli i... moczu. A sam dworzec...eh. Na tablicach napisane kilka miejscowości ale bez godzin odjazdu, a pan w okienku nie zna nawet tego miejsca o które pytamy... Kibel z wiadrem do spłukiwania, ale po wodę trzeba iść do beczki.
Obok jest gigantyczne targowisko z owocami, warzywami i przyprawami. Trudno nam robić zdjęcia bo za bardzo wyróżniamy się wśród lokalsów. Wszyscy się gapią jak w telewizor, chyba niezbyt często zachodzą tutaj turyści. Jeden gość nawet nas śledzi, a po chwili gadamy sobie z nim o tutejszej sytuacji. Nie jest dobrze, a to przez amerykanów jak twierdzi. No, cóż...




Komentarze