cancun

Wylądowaliśmy w Cancun... hałas, tania tequilla, uliczni sprzedawcy... i strefa dla bogaczy czyli koszmarna Zona Hotelara nad brzegiem morza. Wynajmujemy tani pokój w podupadającym hotelu w centrum. Mili właściciele... jak zapchałem kibel to prosili żebym się nie przejmował. Próbowaliśmy na zmianę odetkać - wygrał facet z recepcji... Dopiero później przeczytałem informację by papier wyrzucać do kubełka obok. I tak jest w całym Meksyku. Naganiacze na każdym kroku - chcesz coś zjeść? Chcesz gdzies pojechać? Nie? To może chcesz auto? Tez nie? To co chcesz? Nic? Jak to? No męczy to trochę...
Ale sa też fajne momenty. Pytamy sie babki w rozklekotanym sklepiku gdzie mozemy kupić nóż (mój wypadł z plecaka gdzieś po drodze), a ona próbuje po hiszpańsku wytłumaczyć gdzie mamy iść. Jak widzi ze nic nie kumamy, to przynosi nam swój kuchenny i daje za darmo...Muchos gracias!

Komentarze